Artykuły

Kolacja z Mistrzami

Nieczęsto ma się okazję usiąść przy jednym stole z Mistrzami Polski.

My mieliśmy to szczęście niedługo po zakończeniu finałów Global Challenge – The Fresh Connection 2017, które odbyły się w Lizbonie.

Mistrzowie Polski, czyli drużyna Bell PPHU w składzie: Bartosz Woliński, Piotr Kosakowski, Krzysztof Świaniewicz, Paweł Grabowski oraz Marcin Kąkol (który w światowym finale zastąpił Piotra Kosakowskiego) wywalczyła wówczas trzecie miejsce.

Od Polaków lepsza okazała się tylko drużyna międzynarodowa złożona z osób indywidualnych oraz drużyna ze Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zabrakło naprawdę niewiele do najlepszych – różnica pomiędzy pierwszym a trzecim miejscem wyniosła zaledwie 1,57 % ROI. Warto zaznaczyć, że był to debiut drużyny Bell PPHU w zawodach GC TFC.

W trakcie kolacji mieliśmy doskonałą sposobność, żeby podpytać o początki przygody z symulatorem, wrażenia z rozgrywki i słowa z wcześniejszych relacji z poszczególnych etapów zawodów. Rzadko udawało się utrzymać powagę, Panowie mają ogromne poczucie humoru, żarty padały co chwilę i chociaż wyzwanie w postaci zawodów GC TFC traktowali poważnie, to jednak nie można było nie podziwiać dystansu jaki do nich mieli. W spotkaniu uczestniczyli również Agata Buszczak – Męcina, Sales Director/President oraz Zbigniew Sobkiewicz, CPIM Master Instructor, Consulting Director, także licencjonowany trener The Fresh Connection, oboje z firmy MPM Productvity Management, polskiego przedstawiciela organizatora zawodów.

 

Jak podchodziliście do pomysłu zawodów bazujących na symulatorze? Czy było to coś nowego, zaskakującego czy spotkaliście się już wcześniej z taką formą szkolenia?
Bartosz Woliński – Nigdy wcześniej nie spotkałem się z ideą zawodów Global Challenge. W 2016 roku uczestniczyliśmy w konferencji Case Explorer, na której zaprezentowano próbkę możliwości symulatora. Było to dla mnie na tyle intersujące, że zagrałem potem w wersję demo. I wtedy narodził się pomysł by wziąć udział w zawodach. Nie znaleźliśmy czasu przy najbliższej edycji, ale już rok później, mimo, że obowiązków służbowych nie ubyło, Agata przekonała nas, że warto spróbować.

Trudno było namówić osoby w firmie do udziału w zawodach?
Bartosz Woliński - Skąd, już wychodząc wtedy z konferencji mówiliśmy, że to ciekawy pomysł. Nikt nikogo nie musiał przekonywać. Potrzebowaliśmy tylko bodźca.
Zbigniew Sobkiewicz – Zatem rozumiem, że dla rozrywki chcieliście zagrać w coś, co robicie na co dzień w pracy?
Bartosz Woliński – Tak. (śmiech)
Paweł Grabowski - Każdy z nas lubi gry komputerowe, dlatego pomysł z miejsca do nas trafił. Ważną rolę odegrała również nuta rywalizacji. Lubimy współzawodnictwo.

A międzynarodowy wymiar wydarzenia miał znaczenie?
Krzysztof Świaniewicz – Na początku chyba nie miało to znaczenia. Nie myśleliśmy o tym pierwotnie, ponieważ stwierdziliśmy, że po prostu fajnie byłoby zająć miejsce w pierwszej piątce w Polsce.
Jak dopasowaliście role?
Bartosz Woliński – Kluczem były stanowiska, które piastujemy w firmie. Najtrudniej było dobrać osobę do sprzedaży, ponieważ nie mamy kogoś takiego w dziale. W końcu planista produkcji zajął się sprzedażą.

We wcześniejszych relacjach z zawodów napisaliście, że rozegraliście demo TFC z podziałem na jednoosobowe drużyny. Skąd ten pomysł na wewnętrzne współzawodnictwo?
Paweł Grabowski – To było oczywiste, skoro każdy z nas otrzymał demo TFC. Trzech postanowiło wypróbować sił rywalizując miedzy sobą. Wyznaczyliśmy konkretny czas na podjęcie decyzji, a potem porównywaliśmy wyniki. Bartek wygrał.

Po pierwszym etapie zawodów (tzw. Remote Sessions) mówiliście, że zaskoczył on was małą liczbą opcji – w demo było ich więcej?
Bartosz Woliński – To Agata nas wystraszyła. Przytoczyła słowa jednego z uczestników zawodów, który porównywał demo do właściwej rozgrywki jak sprzedaż na straganie do funkcjonowania dużej handlowej firmy. Byliśmy więc przygotowani, że otworzymy pierwszą rundę, a tam będzie czekać na nas 50 produktów, 15 klientów, kilka centrów dystrybucyjnych…
Paweł Grabowski - Tutaj leżało źródło naszych wahań co do startu w zawodach. Nie wiedzieliśmy, ile czasu zajmie rozgrywka, czy uda się pogodzić udział w zawodach z pracą.
Bartosz Woliński – Okazało się jednak, że opcji nie było więcej niż w demo. Bodajże w pierwszej rundzie było ich nawet mniej. W kolejnych etapach dochodziły kolejne funkcje, ale ostatecznie ich liczba nie przekroczyła tej z wersji demo. Dopiero w prawdziwych eliminacjach, pojawiły się w rozgrywce nowości, które były czasochłonne i musieliśmy poświęcić im sporo czasu.
Krzysztof Świaniewicz – Jednak rundy treningowe bardzo się przydały. Dopiero w trzeciej wyszliśmy na plus.
Bartosz Woliński – Wcześniej ćwiczyliśmy różne strategie, w trzeciej rundzie powiedzieliśmy sobie – ok, teraz bierzemy się w garść i walczymy o wynik.

Cytat z waszej wypowiedzi: „słyszeliśmy, że w TFC nie należy zagłębiać się w szczegóły, że jest to narzędzie strategiczne i trzeba na wszystko patrzeć z szerszej perspektywy. My postanowiliśmy zrobić na przekór. Uznaliśmy, że skoro symulacja dostarcza tak wiele szczegółowych danych, to powinniśmy z nich skorzystać.” – skąd ta przekora?
Bartosz Woliński – Nie była to przekora z samej chęci bycia niepokornym. Takie podejście wydawało się nam logiczne. Poza tym doświadczenie z pracy nam w tym pomogło. Zadaniem menedżera jest obejmować sprawy w szerszej perspektywie, ale nawet wtedy, wgląd w szczegóły jest bardzo pomocny.
Paweł Grabowski – Jeżeli dysponujemy danymi, staramy się z nich korzystać. TFC daje dostęp do dużej ilości danych, które można analizować.
Bartosz Woliński – Pozornie tego nie widać, ale gdy zacznie się zagłębiać w analizy, które są w symulatorze przygotowane, to bardzo szybko można wyciągnąć wszystkie dane na temat produktów czy klientów. Nawet Holendrzy (twórcy symulatora, firma Inchainge), których zalewaliśmy dziesiątkami maili z pytaniami dotyczącymi mechanizmów rozgrywki, sugerowali nam, by nie zagłębiać się w szczegóły, nie patrzeć na wykresy, bo nas to zgubi.
Zbyszek Sobkiewicz – Od kiedy zacząłem prowadzić TFC, zauważyłem, że są dwie grupy zawodników: tacy, którzy patrzą tylko na dane zagregowane i to menedżerowie. Oni nigdy nie zaglądają w szczegóły. Są też specjaliści, którzy siedzą w samych szczegółach. Wniosek jaki powinni sobie wszyscy wyciągnąć, to jeżeli masz skłonność do patrzenia zagregowanego to zmuś się od czasu do czasu, żeby spojrzeć szerzej i odwrotnie.

Czy zagłębianie się w szczegóły jest głównym elementem sukcesu?
Bartosz Woliński – Na pewno jest elementem nauki, tego jak działa ten symulator. W trakcie finału nie było zupełnie czasu, żeby zagłębić się w detale. Każdy wiedział co miał robić, jakie ma zadania, czego i gdzie szukać , co wyliczyć, jakie dane podać współgraczom - to była czysto mechaniczna praca. W trakcie eliminacji mieliśmy czas, żeby temu dogłębnie się przyjrzeć i nauczyć, jak działa cała symulacja, o jakie mechanizmy się opiera, jak działają raporty i tak dalej.

Znowu cytat z Was: „Zajęcie pierwszego miejsca w Polsce i czwartego na świecie w pierwszej rundzie eliminacji krajowych (tzw. Global Challenge Rounds) zostało przez nas przyjęte z lekkim niedowierzaniem. Spodziewaliśmy się zakończyć w środku stawki.” – skąd te przewidywania?
Bartosz Woliński – Tak naprawdę niczego szczególnego nie zrobiliśmy w pierwszej rundzie. Po prostu zidentyfikowaliśmy co jest nie tak i poprawiliśmy kilka współczynników.
Paweł Grabowski – Spodziewaliśmy się, że wyniki będą bardzo wyrównane ze względu na tę małą liczbę opcji i wszystkie drużyny poradzą sobie dobrze.

Czy umawialiście się na rozgrywkę finałową? Planowaliście strategię?
Bartosz Woliński – Po zakończeniu eliminacji, powiedzieliśmy sobie: „ teraz usiądziemy, przygotujemy arkusze w Excelu, które wszystko nam policzą w trakcie finału. Mamy 4 miesiące”. Jednak ostatecznie nie było czasu, czasami ochoty i dopiero cztery dni przed startem ktoś z nas rzucił – „może byśmy coś zrobili?” Dopiero w piątek, tuż przed samym wyjazdem usiedliśmy i dostosowaliśmy arkusze przygotowując pod dane, które będziemy musieli uwspólniać między sobą. Wieczory w Lizbonie też poświęcaliśmy na przygotowania.

Kogo braliście pod uwagę jako główne zagrożenie?
Bartosz Woliński – Arabię Saudyjską, Rosjan oraz Holendrów. Te drużyny zajęły wysokie pozycje w eliminacjach. Holendrzy, jak czytaliśmy, mieli sesje na żywo około miesiąca bądź dwóch wcześniej, to dawało im przewagę nad nami, my z kolei, w ogóle nie wiedzieliśmy jak wygląda finał.
Paweł Grabowski – Zrobiłem przegląd drużyn występujących w finale i okazało się, że większość to przedstawiciele międzynarodowych korporacji. Nasza firma jest znacznie mniejsza i to również daje satysfakcję z zajęcia wysokiego miejsca w finale.
Dużo rozmawialiście o rozgrywce przed samym finałem?

Paweł Grabowski – Przypominaliśmy sobie, kto za co będzie odpowiedzialny. W jakiej kolejności i od czego zaczynamy rozgrywkę. Obawialiśmy się dodatkowych opcji. W końcu był to nasz pierwszy występ w finale. Wiedzieliśmy, że pojawiają się dodatkowe opcje, więc dyskutowaliśmy o tym, co może nas zaskoczyć i na co nie mamy przygotowanych arkuszy kalkulacyjnych.
Bartosz Woliński – Baliśmy się ograniczenia czasowego. W końcu w eliminacjach krajowych odstęp pomiędzy rundami wynosił całe dwa tygodnie, więc każdego wieczoru można było usiąść, przemyśleć, policzyć, a następnego dnia przedyskutować z pozostałymi. W finale mieliśmy dwie godziny na rundę i to nas przerażało.
Finał – co było najtrudniejsze? Opanowanie emocji sportowych czy niespodzianki organizatorów?
Marcin Kąkol - Presja czasu. Było to bardziej dotkliwe niż przypuszczaliśmy.
Paweł Grabowski – Wiedzieliśmy, że dojdzie element presji czasu, tylko sądziliśmy, że jesteśmy na tyle przygotowani, że nie będzie to miało dla nas większego znaczenia.

Jak podchodzicie do końcowego wyniku? Traktujecie to jako sukces czy porażkę?
Paweł Grabowski – Myślę, że gdyby w rundzie otwierającej finał, pierwsza drużyna uzyskała wyższy wynik i dystans punktowy pomiędzy nami był większy, łatwiej byłoby przyjąć świadomość trzeciego miejsca. A że było tak blisko i zabrakło tak niewiele, to wszystko powoduje, że pozostaje niedosyt. Gdyby ktoś nam powiedział na początku zawodów, że zajmiemy trzecie miejsce na świecie, to albo byśmy nie uwierzyli albo wzięli je w ciemno. A teraz, kiedy jest już po wszystkim, wydaje się, że można było sięgnąć po najwyższe miejsce.
Krzysztof Świaniewicz – Trzeci nie jedzie do Bostonu…
Zbyszek Sobkiewicz – Ale Bell jest trzecią drużyną na świecie!

Mimo wszystko trzecie miejsce w światowym finale to nie lada wyczyn. Planujecie wziąć udział w przyszłorocznej edycji zawodów GC TFC?
Bartosz Woliński – Bardzo byśmy chcieli, jeżeli tylko czas pozwoli. Teraz nasze ambicje sięgają dużo wyżej. Wiemy do czego jesteśmy zdolni i będziemy walczyć o pierwsze miejsce.

Dziękuję za rozmowę i życzę Wam w przyszłym roku co najmniej tak dobrego rezultatu, jak w tegorocznej edycji.
Bartosz Woliński – My również dziękujemy za spotkanie oraz za możliwość doskonalenia umiejętności przez świetną zabawę połączoną z rywalizacją.

Bądźmy w kontakcie

Facebook LinkedIn