Artykuły

Wywiad z firmą Pepsico Frito Lay Polska.

Rozstrzygnięcie międzynarodowych zawodów w zarządzaniu łańcuchem dostaw Global Challenge – The Fresh Connection* 2015 za nami. 25 września 2015 w światowym finale w Amsterdamie wzięło udział 9 drużyn. Wśród nich dwie były z Polski: przedstawiciele firm PKN Orlen i Pepsico Frito Lay Polska.

Udało nam się zebrać większość drużyny Pepsico Frito Lay i porozmawiać o ich przygodzie z zawodami. Mogłoby się wydawać, że po kilku miesiącach emocje opadły, jednak zawodnicy ciągle żywo wspominają przebieg rozgrywek. Trudno się temu dziwić, bowiem ich historia w Global Challenge miała wiele zakrętów. Krzysztof Nestoruk, Paweł Kaczmarzyk oraz Michał Krąpiec (Agnieszka Przepióra nie mogła dołączyć do rozmowy) najpierw odpowiedzieli na pytania dotyczące najświeższych wspomnień, czyli ostatniej fazy rozgrywek, czyli przebiegu samego finału.

Eliminacje krajowe zakończyli Państwo na drugim miejscu i z piątym najwyższym wynikiem wśród wszystkich uczestników Global Challenge 2015. To duże osiągnięcie, ale już sama rozgrywka finałowa nie potoczyła się po Państwa myśli.

Paweł Kaczmarczyk – Po ogłoszeniu końcowych wyników czuliśmy duży niedosyt, liczyliśmy na zwycięstwo.

Michał Krąpiec – Po to jechaliśmy do Amsterdamu… Kiedy nadszedł koniec i okazało się, że nie czeka nas pierwsze miejsce, pozostał zawód.

Ale z drugiej strony jest to walka na arenie międzynarodowej, nie zna się przeciwnika i poziomu, jaki reprezentuje. Nie było obawy, że rywale mogą się okazać silniejsi?

Krzysztof Nestoruk – Jechaliśmy w pełni świadomi swoich umiejętności. Świadomi tego, co udało się wcześniej osiągnąć i nauczyć w trakcie krajowych eliminacji. Jechaliśmy ukierunkowani na zwycięstwo. Warunki gry finałowej były dla nas dużym zaskoczeniem - mieliśmy zarządzać zupełnie nową, nieznaną firmą, a do tego został wprowadzony dodatkowy, bardzo rozbudowany aspekt finansowy. Patrząc przez pryzmat tych zmian, myślę, że swój sukces osiągnęliśmy. Niedosyt jak najbardziej pozostał, ale ja osobiście jestem bardzo dumny z całego zespołu. Tym bardziej, że cała nasza drużyna jest ściśle związana z logistyką, a musieliśmy stawić czoła także finansom firmy.

Michał Krąpiec – Byliśmy świadomi siły rywali oraz tego, jak pozycjonują nas wyniki z eliminacji do finałów. Zajęliśmy piąte miejsce, teoretycznie cztery drużyn były lepsze od nas, więc przypuszczaliśmy, że być może wiedzą więcej, lepiej rozumieją grę lub też mają większe doświadczenie. Stwierdziliśmy, że musimy mocno poprawić wynik, przynajmniej względem tych czterech zespołów. Jednocześnie uwzględniając fakt, że drużyny, które awansowały za nami, też mają taką samą świadomość. Wiedzieliśmy, że gonimy innych i równocześnie jesteśmy gonieni przez peleton.

To musiało budzić ogromne emocje.

KN – Tym bardziej, że wyniki zmieniały się diametralnie z rundy na rundę i nikt nie mógł być pewny swojego miejsca w końcowej klasyfikacji. Przy ogłoszeniu ostatecznych rezultatów wszystkie drużyny były kompletnie zaskoczone.

MK – Ja w trakcie ogłoszenia wyników miałem dosyć mieszane uczucia. Przedostatnią rundę kończyliśmy na piątym miejscu, więc postawiliśmy wszystko na jedną kartę, w końcu graliśmy o zwycięstwo. Wyśrubowaliśmy układ, który liczyliśmy, że wypromuje nas wyżej. Kiedy wyczytano piąte miejsce, a nas tam nie było, naiwnie pozostawała wiara, że będziey wyżej. Kiedy ogłoszono czwarte miejsce, to myśleliśmy, że szkoda, że nie czwarte, ale może w takim razie trzecie miejsce… Nie było trzeciego, więc szansa malała diametralnie, że sięgniemy po drugie miejsce? Osobiście byłem zawiedziony, że nasza drużyna nie została wyczytana, ale dalej tliła się nadzieja na pierwsze miejsce. Ostatecznie nie znaleźliśmy się w najlepszej piątce finałów. Spadliśmy niżej, na 6 miejsce.

Wróćmy już do chronologii wydarzeń. Jak doszło do Państwa pierwszego zetknięcia z The Fresh Connection i Global Challenge?

MK – To kolega (wskazując na Krzysztofa Nestoruka) był liderem. To on nas pociągnął za sobą.

KN – Lider to za dużo powiedziane. Wszystko miało początek w ubiegłym roku, kiedy część snakowa naszej firmy (Pepsico Frito Lay – przyp.red.) grała po raz pierwszy. To właśnie wtedy nasi koledzy z części napojowej (Pepsi-Cola General Bottlers Poland – przyp.red.) opowiedzieli nam o TFC i zachęcili do udziału. Już w zeszłym roku osiągnęliśmy bardzo dobre wyniki, ale każdy chciał zrobić krok do przodu i start w 2015 to była czysta formalność. Nawet nie było trzeba nikogo przekonywać, nasze kierownictwo wspierało naszą inicjatywę. TFC to doskonała okazja, aby sprawdzić swoją dotychczasową wiedzę i umiejętności, a jednocześnie rozszerzyć o nowe doświadczenia. W eliminacjach krajowych właśnie doświadczenie z codziennej pracy najbardziej procentowało.

A w jaki sposób kompletował Pan drużynę? Trzeba było chodzić po biurze i długo namawiać?

KN – W ogóle. Gdy zaproponowałem koleżance i kolegom udział, to pojawiły się u nich pewne niewielkie wątpliwości, ale wynikały one z braku wiedzy, czym jest symulator TFC, na czym polegają zawody, jakie wyzwania będą przed nami stały, z kim będziemy rywalizować. Jakkolwiek, ich odpowiedź była szybka. Zwyciężyła chęć sprawdzenia samego siebie, chęć podjęcia kolejnego niesamowitego wyzwania. Nie było więc potrzeby nikogo namawiać.

Trzeba było opowiedzieć pozostałym o The Fresh Connection i Global Challenge.

KN – Bardziej przybliżyć, czym jest The Fresh Connection. Większych wątpliwości nie było, jeśli chodziło o własne umiejętności. Dobierając drużynę wiedziałem, jakie obszary trzeba reprezentować w symulatorze. Po kilku konsultacjach udało się wytypować osoby, które najlepiej będą w stanie zrealizować zadania postawione w trakcie zawodów.

Jak zareagowali przełożeni?

KN – Przez cały czas byli nastawieni entuzjastycznie. Zachęcali, motywowali, dopytywali jak nam idzie, chcieli być na bieżąco.

Jak wyglądały przygotowania do zawodów?

KN – Przed kwalifikacjami do krajowych rozgrywek, otrzymaliśmy loginy testowe do symulatora, to był pierwszy etap przygotowań. Poznawaliśmy symulator, sprawdzaliśmy pierwsze nasze pomysły. Przy każdej kolejnej rundzie – pracowaliśmy na jak najlepszy wynik, więc próbowaliśmy różnych rozwiązań, by osiągnąć końcowy sukces. Była to swego rodzaju krzywa uczenia. Analizując wynik po każdej rozegranej rundzie, znajdowaliśmy się niedoskonałości, które próbowaliśmy eliminować w dalszej grze. Z rundy na rundę uczyliśmy się czegoś nowego.

Co powoduje chęć wzięcia udziału w zawodach? Pragnienie udowodnienia sobie, że można być najlepszym? Czy adrenalina, która towarzyszy rozgrywkom jest uzależniająca? Czy może wszystko naraz? A może po prostu argumentem za jest to, że człowiek ma szansę się czegoś nowego nauczyć?

MK – Na pewno wszystko po trochu. Na pewno akcent rywalizacji, czyli możliwość sprawdzenia się z najlepszymi na świecie. Pozycjonowanie się w takiej skali jest ogromną zaletą i możliwością na rozeznanie się co do własnych umiejętności i kierunków poprawy. Też możliwość kooperacji w innym formacie niż na co dzień. Już nie tylko w obszarze funkcyjnym, oczywiście z zachowaniem tego wpływu środowiskowego, jeśli chodzi o łańcuch dostaw, ale na bieżąco możliwość śledzenia tego jak aktywności we własnym obszarze KPI wpływają również na wynik całej firmy. Operowanie w funkcji globalnej, patrzenie jakie są zależności między wszystkimi obszarami plus konfrontowanie się na bieżąco w tej sprawie w skali makro ze wszystkimi. To było otwarte forum dyskusyjne. Mieliśmy platformy symulacyjne w Excelu, mogliśmy dzięki narzędziom w symulatorze przewidywać jaki będzie wynik w obszarze globalnym. Nie wolno zapomnieć o możliwości ścisłej kooperacji z koleżanką i kolegami, czyli szlifowania komunikacji i negocjacji. Dla mnie najważniejsza była rywalizacja na polu globalnym. To naprawdę duży plus.

KN – Plusem była też możliwość kompleksowego spojrzenia na firmę, którą dostaliśmy we „władanie”. Chodziło o odpowiedzialność za cały biznes. Nierzadko w decyzjach trzeba było „poświęcić” wyniki we własnym obszarze dla dobra całego przedsięwzięcia. Poprawiając i optymalizując tylko jeden obszar, nie da się odnieść sukcesu. Symulator TFC pokazuje bardzo dobitnie, że następstwem poprawy pewnych elementów tylko w jednym dziale, nie będzie poprawa wyników całości. To tak nie działa. To pokazuje symulator, co niewątpliwie jest jego zaletą.

Zatem oprócz wrażeń związanych z samą rozgrywką wynieśli Państwo też wiedzę i doświadczenie…

MK – I pokorę. Rozgrywka finałowa pokazała, czego nam brakuje i również przeorientowała nas, jeśli chodzi o ten podstawowy KPI. Na co dzień nie mam styczności z obszarem finansów, może w niewielkim stopniu przy niektórych projektach i ich walidacji. Natomiast w Global Challenge mieliśmy okazję zetknąć się z wymiarem finansowym przedsiębiorstwa i były to inne buty, które przyszło nam przymierzyć.

Czy udział we wcześniejszej edycji zawodów zaprocentował w jakiś sposób?

KN – Na pewno świadomością, że każda kolejna runda przyniesie coś zupełnie nowego, ale też większą wiedzą na temat funkcjonowania samego symulatora. Wyzwania, które były postawione w tym roku przez organizatorów, były zupełnie inne niż w zeszłym.

Panie Krzysztofie, jako jedyny uczestnik zawodów w poprzednim roku, prawdopodobnie w sposób naturalny przejął pałeczkę lidera w drużynie. Doradzał pan swojej drużynie, wskazywał kierunki?

KN – Przypominały się skutki decyzji, które podejmowaliśmy w zeszłym roku. Doświadczenie zeszłorocznego udziału, ale nie decydowało o tegorocznym sukcesie. Od nowa musieliśmy szukać najlepszych rozwiązań i powiązań między naszymi KPI.

Czy drużyna często musiała się spotykać przed przystąpieniem do eliminacji krajowych?

PK – Urządzaliśmy telekonferencje, trwające po około 1,5 godziny. Potem każdy analizował swój obszar, następnie wspólnie uzgadnialiśmy, jakie parametry proponujemy i kalkulowaliśmy w naszych Excelowych narzędziach, jaki wynik powinniśmy mniej więcej osiągnąć. Zawsze wynik naszych kalkulacji wychodził poniżej tego, co osiągaliśmy w rzeczywistości, czyli teoretycznie wprowadzaliśmy sobie więcej obostrzeń niż sam symulator nam pokazywał.

KN – Pracujemy w innych lokalizacjach (jedynie Paweł oraz ja pracujemy w jednym biurze) i to zdecydowało, że fizycznego spotkania twarzą w twarz nie mieliśmy ani razu. Musieliśmy pogodzić nasze codzienne zadania i obowiązki z koniecznością wspólnego uzgodnienia rozwiązania, które wprowadzimy do symulatora. Po wstępnych ustaleniach każdy z nas, próbował rozpracować swój obszar, po czym zdzwanialiśmy się, żeby przedyskutować wątpliwości, które się pojawiły. Praca w różnych lokalizacjach była swego rodzaju utrudnieniem, bo znacznie łatwiej podejść z biurka do biurka i na bieżąco wyjaśnić pewne wątpliwości.

PK – Zdarzało się, że z Krzyśkiem siedzieliśmy po telekonferencjach i jeszcze dyskutowaliśmy: „A może tutaj coś jeszcze zmienimy, może tak będzie lepiej?”. Potem dzwoniliśmy się do Agnieszki: „Aga, zmniejsz jeszcze o jedną dziesiątą ten zapas bezpieczeństwa, bo możemy chyba tutaj jeszcze trochę podkręcić wynik”.

Docieramy chyba do trudnego momentu, ponieważ po eliminacjach krajowych zajmują Państwo drugie miejsce w Polsce, tym samym piąte miejsce na 300 zespołów biorących udział zawodach w ogólnej światowej klasyfikacji, ale ten wynik nie daje awansu do finału światowego.

PK – Zawód był ogromny. Po pierwszej rundzie byliśmy na pierwszym miejscu w kraju, drudzy na świecie. Po drugiej rundzie eliminacji krajowych, PKN Orlen nas wyprzedził. W ostatniej rundzie wiedzieliśmy, że musimy postawić wszystko na jedną kartę. Spodziewaliśmy się, że PKN Orlen nie będzie aż tak ryzykował, bo będą bronić swojej pozycji, więc nie zaszaleją za bardzo z ustawieniami. Za to my musieliśmy zaatakować…

MK – Spoglądaliśmy w dwóch kierunkach. Patrzyliśmy nie tylko na pierwsze miejsce, w które mierzyliśmy, ale także na rozgrywkę wewnętrzną, my kontra obszar butelkowy (Pepsi-Cola General Bottlers Poland – przyp.red.). Również w naszym, węższym gronie była zdrowa, ale dość duża rywalizacja.

KN – Chodziło też o chęć zwycięstwa i chęć bycia najlepszym. Wiedzieliśmy, że wszystkie drużyny są bardzo mocne, a wyniki pokazały, że rywalizacja była wyrównana. Świadomość tego, że jest się najlepszym, też jest motywująca i budująca. To również zachęca do szukania kolejnych rozwiązań. Nawet po rundzie, gdy spadliśmy na drugą pozycję, dokładnie policzyliśmy, o ile musimy mieć lepszy wynik od PKN Orlen, żeby wygrać. Wszystkie dane były mierzalne, do tego można było się w jakimś zakresie przygotować i wyliczyć. Wiedzieliśmy więc w jaki wynik musimy celować, żeby mieć szansę w rywalizacji z drużyną z pierwszego miejsca. W ostatniej rundzie, jeśli widzieliśmy, że rozwiązanie nie daje nam szans na sięgnięcie pułapu, który założyliśmy, szukaliśmy kolejnego. Jak Paweł wspomniał, podjęliśmy ryzyko, żeby sięgnąć po jak najlepszy dla nas wynik, ale jednocześnie tak jak Michał powiedział, to musiało być skalkulowane ryzyko, bo jak wiadomo z wysokiego stołka bardzo łatwo się spada.

A potem, po kilku tygodniach, jak grom z jasnego nieba, przychodzi wiadomość, że Arabia Saudyjska musi się wycofać i decyzją organizatorów, dwie pierwsze drużyny z najlepszym wynikiem w klasyfikacji światowej, zastąpią nieobecnych we wrześniowym finale. Co się dzieje w drużynie, kiedy ta informacja dociera do Państwa, że mimo wszystko, będzie można jechać do Amsterdamu?

PK – Ja dowiedziałem się jako pierwszy z drużyny, że isteje szansa naszego wyjazdu do Amsterdamu. Jednak zarówno my jak i MPM musieliśmy potwierdzić jeszcze kilka kwesti „technicznych”, żeby można było o wszystkim oficjalnie powiedzieć.

KN – Kiedy Paweł do mnie zadzwonił, byłem wtedy na urlopie, myślałem, że żartuje.

MK – Paweł nie chciał powiedzieć nam o tym wprost. Przemycał temat, mówił, że coś dużego się dzieje (śmiech).

KN – Było zaskoczenie, jakieś niedowierzanie. Nie słyszałem, by wcześniej miało miejsce w historii zawodów Global Challenge coś podobnego. Potem radość. Jeden telefon zmienił obraz całego wyniku, długo nie mogliśmy w to uwierzyć. Kiedy ochłonęliśmy, doszło do nas też, że ten wyjazd będzie się wiązał z kolejnymi wyzwaniami, było to niesamowite przeżycie.

Nie podeszli Państwo do tego jak do nagrody pocieszenia?

MK – Bardziej jak do drugiej szansy. Żeby znowu stanąć w szranki z najlepszymi.

Piąte miejsce na świecie dawało sygnał, że awans do finału się należał.

PK – Po pierwszej rundzie elimininacji byliśmy na drugim miejscu na świecie, więc zdawaliśmy sobie sprawę z naszego potencjału i wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować z czołówką i osiągnąć najlepszy wynik. Tak więc trochę bolało, że drużyny które miały gorzsze wyniki jadą na finały, a my mieliśmy zostać w domu.

KN – Gdyby awans był uzależniony tylko od klasyfikacji światowej oraz biorąc pod uwagę udział 9 drużyn w finale, „dzika karta” nie byłaby potrzebna. Takie są jednak zasady. Pojawiła się druga szansa i chcieliśmy ją wykorzystać.

PK –Wśród drużyn, które jechały na finały wiedza i umiejętności były na wysokim poziomie, więc tak naprawdę niuanse decydowały o czołowych pozycjach.

Czy obecność drugiej polskiej drużyny w finale mobilizowała dodatkowo? I czy fakt, że w eliminacjach krajowych PKN Orlen był na pierwszym miejscu też mobilizował?

PK – To nas dodatkowo motywowało, bo chcieliśmy się zrewanżować za wynik z eliminacji.

KN – Na pewno mobilizowała nas myśl, że w finale jest druga polska drużyna. Zawsze chce się być najlepszym. Myśląc o wyniku w finale światowym, plasowaliśmy drużynę PKN Orlen i swoją w ścisłej czołówce. Wiedzieliśmy, że Polska jest bardzo mocnym kandydatem do zwycięstwa.

MK – Co więcej, przecież rok wcześniej Polacy wygrali zawody pokonując murowanych faworytów z Holandii i przełamując ich hegemonię.

KN – Kolejna motywacja, żeby sięgnąć po końcowy sukces.

Czy napięcie rosło z każdym kolejnym dniem do finału?

MK – Było pozytywne napięcie, silnie motywujące i nastawiające na cel. Człowiek miał w głowie tę myśl, że zbliża się coś dużego, duża szansa, żeby się pokazać i mieć styczność z tymi najlepszymi na świecie. W moim odczuciu już tydzień wcześniej to wydarzenie było mocnym akcentem każdego dnia.

Czy planowaliście Państwo strategię przed finałem na tę ostateczną rozgrywkę?

PK – Prawdę mówiąc to ze względu na nasze codzienne obowiązki czas na omówienie strategii mieliśmy dzień przed finałem, już w Amsterdamie.

KN – Kiedy zbliżał się finał, trwał ciągle sezon urlopowy i trudno było się ze sobą skontaktować. Nie mieliśmy nawet szansy, by zdzwonić się na dłuższy czas. Pamiętam jeden telefon, który dotyczył wyłącznie spraw organizacyjnych. Natomiast dzień przed finałem, już na miejscu w Amsterdamie nasze rozmowy toczyły się wyłącznie wokół Global Challenge.

PK – Amsterdam trochę nam w tym pomógł, bo lało strasznie i nie za bardzo mieliśmy ochotę na zwiedzanie (śmiech)

A jak to było z Państwa zwierzchnikami? Jak zareagowali, gdy dowiedzieli się o światowym finale? Często z Państwem o tym rozmawiali?

PK – Nasi przełożeni udział w zawodach od początku traktowali jako czas na naszą naukę i  obszar do rozwoju. Jednak cały czas nas dopingowali i cieszyli się z sukcesów. Doceniali i nie zostawiali wiedzy o naszych dokonaniach tylko dla siebie. Informowali całą firmę o postępach i wynikach jakie osiągamy.

KN – Mobilizowali nas. W samej rozgrywce brały udział cztery osoby, natomiast to nie zamknęło się wewnątrz naszej drużyny. Później, po rozpoczęciu rozgrywek, z każdą kolejną rundą, co raz więcej osób dowiadywało się o przedsięwzięciu i coraz więcej osób nas dopingowało. Nie tylko kierownictwo, ale koleżanki i koledzy. Dało się odczuć ich duże wsparcie i zainteresowanie. Byli ciekawi, czym jest symulator, jakie decyzje musimy podjąć. Kierownictwo pozostawiło nam pole do własnego popisu: „To wasz czas – wy się sprawdźcie”. To także nas zmobilizowało i chcieliśmy wykorzystać tę szansę i zaufanie, jakim nas obdarzyli.

Zatoczyliśmy koło w naszej rozmowie i wróciliśmy do finału. Jak zareagowali Państwo na to, co przygotowali organizatorzy w Global Challenge 2015?

PK – Chyba wszystkie drużyny zareagowały tak samo. Jeden wielki szok. Na sali zrobiła się cisza jak makiem zasiał. Wszyscy siedzieli i patrzyli na organizatorów.

MK – Cisza była najlepszą recenzją tego, co zostało przygotowane i gdzie padnie główny akcent w rozgrywce.

KN – Później rozmawialiśmy z samymi organizatorami o tym, jak wyglądała sala z ich perspektywy. Usłyszeliśmy, że kiedy przedstawili warunki gry, z twarzy uczestników można było wyczytać wyłącznie przerażenie. Każdy liczył się z tym, że będzie zaskoczenie, ale nikt się nie spodziewał takiej rewolucji.

Co było punktem zwrotnym w Państwa rozgrywce? Czy jesteście wskazać taki moment tego finału, do którego byście wrócili i ewentualnie poprawili?

PK – Nie mieliśmy wiedzy dotyczącej obszaru finansowego w zarządzaniu przedsiębiorstwem. Nie było tego wcześniej w zawodach. Próbowaliśmy rozszyfrować to na szybko, nie zapominając jednak o tym, że o inne funkcje też trzeba zadbać. Zatem najpierw zajmowaliśmy się naszymi standardowymi ustawieniami, a potem wspólnie rozmyślaliśmy, co w obszarze finansowym powinniśmy zmienić lub poprawić.

KN – Myślę, że punktem zwrotnym był wynik pierwszej rundy, gdzie zobaczyliśmy, że wynik z rundy eliminacyjnej udało się nam poprawić, i że drużyny, które były na wysokich miejscach, spadły. To pokazywało, że innym drużynom jest równie ciężko. To był moment, kiedy dostaliśmy nowy bodziec, by jeszcze mocniej popracować, przekonaliśmy się, że mamy możliwości, aby przygotować dobre rozwiązanie, że jest szansa. To nas zmotywowało.

MK – Pojawił się sygnał z działu finansowego, że klient ma kłopoty. Zadziałaliśmy ograniczając mu linię kredytową i portfolio, żeby zbić obrót i wpłynąć na jego płynność. Jednak nie spodziewaliśmy się, że będzie to aż tak skrajne rozwiązanie ze strony systemu. Ale tak wygląda prawdziwy rynek. Symulator pokazał to w sposób drastyczny. Cały czas pięliśmy się w górę tabeli. Aż przyszedł moment bankructwa naszego wirtualnego partnera, który miał produkt dedykowany.

KN – Bankructwo klienta z dedykowanym produktem w trzeciej, ostatniej rundzie, wywołało najpoważniejsze konsekwencje. Zostaliśmy z produktem i komponentami do produkcji. Także nasze ustalenia z bankami szły w tym kierunku, żeby ten klient mógł funkcjonować, chcieliśmy go wspierać.

Jakie mają Państwo plany na przyszły rok związane z Global Challenge 2016?

KN – Miejsce finału, czyli tym razem Miami na Florydzie i główna nagroda w postaci MIT bardzo zachęcają do udziału, więc mamy nadzieję, że nasza firma będzie miała swoją reprezentację w kolejnej edycji Global Challenge. Skład drużyny na pewno pozostaje sprawą otwartą. Jak wspomnieliśmy wcześniej, aspekt szkoleniowy symulatora TFC jest niezwykle cenny i warto, aby jak największe grono osób miało szansę zapoznać się z jego specyfiką i zasadami działania.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmowa została przeprowadzona przez Dominika Kowalskiego (PR specialist)

 

*Global Challenge – The Fresh Connection - międzynarodowe zawody zarządzania łańcuchem dostaw, oparte o symulator The Fresh Connection (TFC). Innowacyjna symulacja "web-based business" angażuje uczestników w podejmowanie strategicznych decyzji w procesie zarządzania przedsiębiorstwem (nazwanym właśnie The Fresh Connection), produkującym soki owocowe. Decyzje do podjęcia przez uczestników symulacji są tożsame z rzeczywistymi dylematami, z którymi pracownicy spotykają się w codziennej pracy. Pracując w zespołach czteroosobowych, uczestnicy reprezentują cztery piony firmy: sprzedaż, zakupy, łańcuch dostaw i operacje.

 

Partnerem i organizatorem zawodów w Polsce jest firma MPM Productivity Management.

Oficjalna strona projektu Global Challenge – The Fresh Connection, Miami 2016: www.scmteam.pl

30.03.2016

Bądźmy w kontakcie

Facebook LinkedIn