Blog
Felietony

Jest między nami chemia

Autor: Michał Tyburski
Stanowisko: Młodszy specjalista ds. Planowania i Optymalizacji Produkcji
Branża/Firma: LOTOS Oil S.A.

 

Jak to mówią, planista też człowiek. Nie jestem do końca pewny kto, ale mówią tak na pewno, bo przecież dla niewtajemniczonych zawód jak zawód. Pięć dni w tygodniu, monitor na biurku, czasem dwa albo cztery, telefon stacjonarny, komórkowy w kieszeni, a jak mało to i na prywatny można dzwonić, jakiś excel, sap, czy coś w tym stylu, cyferki, terminy, takie tam – zwykłe sprawy.

Oczywiście, większość dawnych znajomych lub nawet ludzi nowo poznanych, napotkanych przypadkowo w różnych miejscach, słysząc że jestem planistą produkcji w Lotos Oil, robi minę, w której spokojnie można zauważyć próbę wyobrażenia sobie czym zajmuje się planista produkcji na stacji benzynowej. No cóż, zakładam że jest to mniej więcej podobna sytuacja, w której utożsamia się logistyka z magazynierem, a prognostę z wróżką na miejskich dworcach PKP czy PKS.

Wracając do tematu, sam fakt gapienia się w dwudziestoczterocalowy monitor, bo drugi siedemnastocalowy służy wyłącznie do przeglądania poczty i nie zmieściłoby się na nim nawet pół formatki excelowej, nie czyni pracy planisty w żaden sposób wyjątkowej. Ciekawym natomiast jest fakt ciągłego balansowania między toczącym się życiem a scenariuszem zakładanym z reguły chwilę lub kilka, a czasem naście chwil wcześniej. Naturalnie, w rezultacie oba są do siebie podobne mniej więcej tak samo, jak podobne są do siebie ceny bezołowiowej dziewięćdziesiątki piątki, do średniej z ocen siedemnastolatka torującego sobie drogę przez szkołę podstawową do gimnazjum. Ale tak, zdarza się, że wszystko idzie jak po maśle. Nigdy natomiast nie jest tak, że możemy być tego pewni, tak samo jak pewni jesteśmy, że kolejny film z Denzelem Washingtonem powali nas na kolana, lub chociaż tego, że Kopernik nie żyje.

Najciekawszym, jak dla mnie, jest fakt, że praca planisty w gruncie rzeczy jest zależna od innych i sprowadza się do układania klocków, które najwyraźniej mają mocno podpiłowane krawędzie. A im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewien tego, że wszyscy pracujemy w podobnych warunkach, bo przecież nie ma takich instytucji, firm, biur, stanowisk, czy ludzi kompletnie niezależnych od nikogo i zupełnie nie wpływających na nic, a jak już są, to na pewno nikt im za to nie płaci.

Już w szkole podstawowej uczono nas, że akcja budzi reakcję, a my możemy jedynie wpływać na jej wynik manipulując wsadem lub dostosowując środowisko, w którym ona zachodzi. Czy idąc tym tropem, nie jesteśmy przypadkiem zwykłym, albo niezwykłym, katalizatorem walczącym o to, aby reakcje przebiegające każdego dnia w naszym środowisku miały zawsze pozytywny wynik i nigdy nie kończyły się wielkim wybuchem? Prawdopodobnie tak, ale co ważniejsze, mi akurat jest z tym bardzo dobrze, gdyż praca kogoś kto, zgodnie z przysłowiem, planuje na najgorsze, a liczy na najlepsze nie może się znudzić i stawia każdego dnia cały szereg różnych wyzwań. Bo przecież nigdy nie jest tak, że zadowoli się wszystkich od ręki, a sytuacje win – win nie wychodzą bez kompromisów i ciężkiej pracy. Dlatego bycie często w samym sercu wydarzeń stwarza okazję, aby środowisko reakcji zachodzących w naszych firmach budować przede wszystkim na fundamentach długofalowych celów, korzystnych dla całej organizacji w możliwie szerokim spektrum.

Powyższa praca brała udział w konkursie "Dzień z życia logistyka" i zajęła w nim I miejsce. 

Bądźmy w kontakcie

Facebook LinkedIn